Rozmawia Przemek Corso
Kiedy pojawia się choć trochę miłości, niemożliwe jest wyrządzanie krzywd.
Jest pan znawcą historii. Czy ludzie uczą się na własnych błędach?
Do 24 lutego mogliśmy mieć nadzieję, że doświadczenia XX wieku nauczyły nas, że sprawcy wojen nigdy nie osiągają swoich celów i zawsze ponoszą klęskę. Okazało się niestety, że stare demony Europy nie znikły, dowiodła tego już wojna w byłej Jugosławii. A teraz jeden człowiek, chory z nienawiści psychopata Putin wystarczył, aby obudzić ambicje imperialne Rosji, zacząć straszną wojnę. Z całym arsenałem ludobójstwa, które wydawało się niemożliwe, odeszło wraz z SS, gestapo, NKWD. Odpowiedź zatem brzmi: nie, nawet najgorsza historia niczego ludzi nie uczy. Gdyby było inaczej, Zachód powstrzymałby Putina po jego zbrodniach w Czeczenii, Gruzji i Syrii. Tymczasem demokratycznie wybrani przywódcy Zachodu z uśmiechem ściskali rękę ludobójcy i robili z nim interesy. Tak, jak ich poprzednicy wcześniej ściskali rękę Hitlera, w 38 roku w Monachium, z pełną wiedzą o hitlerowskich zbrodniach w Niemczech. Merkel, Sarkozy, Clinton, Trump na pewno znają najnowszą historię. Dlaczego nie była dla nich lekcją? Z głupoty, czy cynizmu? Dla zysku? To jest następna odpowiedź: tak, uczymy się na historii. Ale nasza chciwość unieważnia tę wiedzę.
W jak dużym stopniu Miłość w czasach zagłady osadzona jest w prawdziwych wydarzeniach? Jakie są pana proporcje przy konstruowaniu historii?
Całe tło powieści – czyli pierwsza akcja przesiedlenia w krakowskim getcie, w czerwcu 42 roku – jest prawdziwe. Prawdziwe są główne postacie, choć w przypadku Rebeki i jej dzieci imiona i nazwisko musiałem wymyśleć, bo nie są znane imiona ani nazwisko kobiety i dwójki dzieci, które Oswald Bousko uratował z getta. W jednym przypadku posłużyłem się inspiracją prawdziwą postacią: SS-man Jakob Kunde jest wzorowany na SS-manie Wilhelmie Kunze. Z zachowaniem cech charakteru pierwowzoru. Na końcu książki umieściłem spis postaci historycznych i inspirowanych prawdziwymi. Prawdziwa jest np. rodzina z Krakowa ukrywająca Żydów – to moja babka i jej cztery córki, najmłodszą jest moja matka.
Dlaczego postanowił pan napisać o Oswaldzie Bousko?
Krótką wzmiankę o Oswaldzie Bousko zobaczyłem w filmie dokumentalnym Piotra Szalszy, reżysera z Wiednia. Film Szalszy opowiada o innym Austriaku, nieznanym szerszej publiczności fabrykancie Juliuszu Madritschu, który ratował 4 tysiące kobiet, mężczyzn i dzieci z gett w Krakowie i Tarnowie. Zaciekawił mnie bardzo przypadek zakazanej, niebezpiecznej miłości między Austriakiem, byłym członkiem SS, oficerem Schutzpolizei i kobietą z getta, z dwójką małych dzieci. Jak silne to musiało być uczucie, jeśli ten człowiek nie zawahał się poświęcić dla nich swojego bezpieczeństwa i życia. Napisałem najpierw na ten temat scenariusz filmowy. Potem, dzięki redaktor Joannie Laprus-Mikulskiej ze Świata Książki i mojemu agentowi Zbigniewowi Kańskiemu, którzy w tym tekście zobaczyli większy potencjał, usiadłem do powieści. Przy okazji powiem, że w kamienicy, w której mieściła się fabryka Madritscha, na terenie krakowskiego getta, nie ma nawet tabliczki na ten temat.
Czego możemy nauczyć się od kobiecych bohaterek w literaturze?
Pisarze, którzy uczynili kobiety bohaterkami swoich książek, znacznie wyprzedzali naszą epokę. Homer, Tołstoj, Dostojewski, Balzak, Singer, Marquez – wymienić ich można znacznie więcej – budowali postacie inteligentnych, silnych i niezależnych kobiet. Tak, nawet Homer, nikt przecież nie zmuszał Heleny do wybrania miłości i porzucenia męża, króla Menelausa. Jak ogromnej odwagi i determinacji to wymagało. Helena jest fikcyjna, ale to oznacza, że Homer musiał znać takie kobiety, 10 wieków przed naszą erą! Można na ten temat długo mówić, skracając to: przez 5 tysięcy lat znanych nam cywilizacji dominowali mężczyźni. Głównym zajęciem mężczyzn było zdobywanie i zabezpieczanie swoich zdobyczy. Czyli wojny, grabieże, gwałty i morderstwa. Na szczęście działali też mężczyźni myśliciele, budowniczowie, wynalazcy, artyści, byli jednak całkowicie podporządkowani wojownikom. Kobiety nie miały żadnego wpływu na rozwój wydarzeń. Poza nielicznymi wyjątkowymi kobietami, które jednak działały w świecie mężczyzn, czyli w realiach przemocy silniejszych nad słabszymi. Nadeszły wreszcie wiek XX i XXI i nastąpiła Wielka Rewolucja Kobiet. Wszyscy wiemy na czym polega, zatem podzielę się tylko moim przekonaniem: zbliżają się czasy, kiedy kobiety przejmą wreszcie pełną władzę nad Światem. Nie od razu, ale powoli znikną wówczas niesprawiedliwości, głód i wojny. I to jest moim zdaniem ostatnia szansa ludzkiego rodzaju.
Ostatnie pytanie, bardziej natury filozoficznej. Jak pan sądzi, dlaczego ludzie się krzywdzą? Czy można odkupić swoje grzechy?
To pytanie należałoby skierować do księdza lub teologa. Z mojej, bardzo ograniczonej wiedzy i doświadczenia, wynika, że krzywdzimy innych i siebie przede wszystkim z lęku, którym karmi się nasze ego. Inaczej mówiąc nasza podświadomość podpowiada: jesteś zagrożony, walcz, zdobywaj, nie oglądaj się na innych, bo jeśli nie odniesiesz sukcesu, nie zapewnisz sobie pozycji, władzy, pieniędzy, zostaniesz zniszczony. Jeśli inni cierpią z powodu twoich akcji, to nie ma znaczenia. Lepiej, żeby oni cierpieli, niż ty. A jeśli to nie wystarczy, bo sumienie zaczyna gryźć, ego podpowiada: robisz to przecież dla swoich bliskich, oni są zagrożeni, potrzebują twoich zwycięstw. Jeszcze inaczej, prościej mówiąc: krzywdzimy innych i siebie, kiedy nie ma w nas miłości. Do świata, do ludzi, do siebie. Kiedy pojawia się choć trochę miłości, niemożliwe jest wyrządzanie krzywd. Nie wiem, czy istnieje, ani jak działa odkupienie. To jest pojęcie religijne. Pewien jestem tylko, że nigdy i dla nikogo nie jest za późno. Każdy człowiek jest w stanie odnaleźć w sobie dość miłości, aby się zmienić. Warto spróbować. Dowodzi tego historia Oswalda Bousko.